przy II LO w Suwałkach

  Spektakle

aktualności

o nas

kronika galeria

 

spektakle

korespondenci donoszą

wędrówki po Teatrze

Antraktowa biblioteka

 

dobre strony

 

Tu można znaleźć informacje o spektaklach, które obejrzeli członkowie Koła Miłośników Teatru „Antrakt”. Spektakle, wraz z wybranymi recenzjami, zamieszczamy w porządku chronologicznym. W pasku po lewej znajduje się lista w porządku alfabetycznym.

Warto tu zaglądać — w miarę możliwości (i czasu) spektakli będzie przybywało, znajdą tu miejsce również te obejrzane przez minione „Akty” Antraktowych pokoleń.

Obejrzane spektakle w układzie alfabetycznym:

A kaz tyz ta Polska, a kaz ta?

Albośmy to jacy, tacy…

Arka

Ballady i romanse

Biesiada u hrabiny Kotłubaj

Chory z urojenia

Czar zwyczajnych dni

Faust

Glód

Klątwa

Kobieta z morza

Kształt rzeczy

Maruczella

Mewa

Odejścia

Panieński raj

Pętla

Portiernia

Rajski ptak

Scenariusz dla nieistniejącego…

Sen nocy letniej

Słodki ptak młodości

Słomkowy kapelusz

Smycz

Sonata jesienna

Sprzedam dom, w którym…

Szczęśliwe dni

Sztuka rodzi się na strychu

Święty Edyp

Wasza Ekscelencja

Wesele

Więź

Wyzwolenie

Zadziwiający cyrk

Zapasiewicz gra Becketta

Samuel Beckett

Szczęśliwe dni

 

Reżyseria Piotr Cieplak

Obsada Krystyna Janda, Jerzy Trela

Teatr Polonia w Warszawie

13 listopada 2009 r., Warszawa

 

(Nie)szczęśliwe dni niewoli?

Pójście na Becketta jednoznaczne jest z odrzuceniem wszystkiego, co lekkie, łatwe i przyjemne. Pójście na Becketta do Teatru Polonia to już prawdziwy akt odwagi, bo do wszystkich lęków, świadomości, że oto, widzu, zobaczysz wszystko, czego się tak boisz: starość, samotność, stagnację, dochodzi jeszcze jeden lęk: wysokości, potęgowany przez bardzo strome schody i bardzo niestabilne siedzenia. Być może jednak błędem było napomykać o owych drobnych niedogodnościach we wstępie, bo ja już wiem, z autopsji, że czasem niewiedza może zdziałać cuda.

Beckett to z góry zapowiedź jakichś trudów, jakimi jest zmierzenie się z rzeczywistością  w jej najbardziej koszmarnej postaci. W tym przypadku jest to coś, o czym myślimy tym częściej, im więcej mamy lat: starość. I wreszcie śmierć. Jednak śmierć bywa czasem prawdziwym wybawieniem od mąk zaznanych w codzienności, od poczucia samotności i zależności – małego piekła na ziemi. A mówiąc dosadniej: starości. Nie, nie… Starość wcale taka nie musi być. Starość to stan umysłu przede wszystkim. Trochę gorzej, gdy szwankuje ciało i skazuje nas na pewne niewolnictwo, zależność… (Ale za młodu, swoją drogą, też skazuje nas na niewolnictwo, jednak zgoła innego rodzaju).

Kurtyna rozchodzi się, odsłaniając przed widownią maksymalną prostotę scenografii. Scena zalana ciepłym światłym, żadnych szczególnych rekwizytów (wyłączając składako-podobny, stary rower w tle), dwa okna – źródło owego ciepłego światła, na środku fotel. W fotelu Winnie (Krystyna Janda) okryta do połowy kocem, w ocierającej się o kicz, wydekoltowanej bluzce. Nie robi to żadnego wrażenia. Do czasu. Do czasu, gdy kobieta nie zaczyna swojego ciągnącego się cały spektakl monologu. Bo tutaj nie ma żadnej większej akcji, wszystko rozgrywa się na przestrzeni słowa. Winnie jest sparaliżowana od pasa w dół, przykryta kocem. W jej umyśle dogorywają resztki wspomnień o wspaniałych dniach młodości, uwielbienia, piękności. Zostaje manieryczność, a w niej jakieś człowieczeństwo: pragnienie bycia podziwianym. Pojawia się bardzo bolesna samotność, no bo jak to tak? Być całe życie uwielbianym i nagle los/Bóg/opatrzność/siła wyższa/prawo natury/takie życie płata wielkiego figla: ciało niesprawne, umysł już nie tak lotny.

Jest też Willie (Jerzy Trela). Niby towarzysz. Ale raczej mało towarzyski. Stanowi całkowite przeciwieństwo apodyktycznej, gadatliwej i emocjonalnej Willie. Stanowi też jej jedynego słuchacza. Ale czy zmniejsza jej samotność? Myślę, że czasem nawet ją potęguje, gdy nieszczęsna staruszka wyraża swoje wątpliwości, czy w ogóle jest zauważana. Ale grunt, że Willie w ogóle jest. Że pomaga. Człapie po scenie ruchem starca w zaawansowanej starości, czasem coś powie. „Jeśli słuchasz mnie, porusz chociaż małym palcem” – prosi Winnie w przypływie rozpaczy. Willie unosi dłoń. –  „Mój Boże! Całą ręką!” – raduje się staruszka. Szczęście to wszak względne pojęcie.

Apatia trwa i trwa, przerywana niekiedy jakimś większym wydarzeniem. A to spłonięciem parasola, a to miłosnym utworem wykonywanym przez skostniałego Willie’ego, co po części niweczy przekonanie o jego obojętności. Może to i dobrze, może to i dobrze ukazane: siedzisz na widowni teatru, a czujesz się, jakbyś był sparaliżowanym staruszkiem… (Czy to zasługa spektaklu? czy to ten strach o utrzymanie się na krzesełku tak paraliżuje myśli?) Łatwo można wczuć się w Beckettowski, pełen marazmu, klimacik. Oj, łatwo...

A później dzieje się coś niezwykłego! Druga część spektaklu nagle trochę „rusza z miejsca”. Winnie jest już sparaliżowana całkowicie, koc zakrywa ją po szyję. Majaczy trochę na pograniczu jawy i snu. Willie, potrzebny teraz najbardziej, nie pojawia się. Winnie wpada w szał, spełniają się jej najgorsze obawy. Wcześniej mogła sobie chociaż wmówić, że nie jest samotna, teraz była nią niewątpliwie. I nagle pojawia się tak długo wywoływany staruszek. W niebieskim świetle, nadającym mu siny odcień skóry. Pojawia się w garniturze, tak ostro kontrastującym z noszonymi przez niego na co dzień kalesonami i szlafrokiem. To musi sugerować, że wydarzyło się coś podniosłego. Winnie, wyrażająca swój sprzeciw i emocje, operując jedynie głosem, milknie. Willie z wolna czołga się do stojącego na środku fotela i całuje kobietę. Blackout. Klaskać, nie klaskać? I nagle światło. Po prawej stronie sceny stoją: ona, Winnie, w długiej czarnej sukni przywołującej na myśl wdowę na pogrzebie i on, Willie, w garniturze. Oboje wyprostowani, chłodni, odlegli, wyniośli. Jest teraz tak wiele majestatu na scenie Teatru Polonia, tak wiele patetyczności… Zupełny kontrast do marazmu dnia powszedniego. Ten ostatni dzień był bowiem inny niż wszystkie. Wyjątkowy. Lepszy?

Aktorsko – rewelacja. Reżysersko – też nieźle. Cóż, jak inaczej przedstawić Becketta, jeśli nie prostotą akcji, scenografii, jeśli nie wszechpanującą stagnacją? Ale czy to jest to? Technicznie nic nie można zarzucić. Ale nie jest to z pewnością spektakl, który ogląda się z przyjemnością. Ani za pierwszym, ani za żadnym kolejnym razem.

 Hania Łozowska

 

„Szczęśliwe dni”

(…) Chcąc skomentować grę aktorską, mogę przytoczyć jedynie słowa J.P. Sartre’a: „To nie postać urzeczywistnia się w aktorze, lecz aktor urzeczywistnia się w swej postaci”. Tak też się stało. Jeszcze nigdy dotąd zaledwie kilkuminutowe wystąpienie aktora (Jerzego Treli w roli Willie’ego) nie przyprawiło mnie o szybsze bicie serca, a łzy samoistnie popłynęły po policzkach.

Agata Granoszewska (fragment recenzji)

 

 

Stanisław Wyspiański

Wesele

 

Reżyseria Anna Augustynowicz

Obsada Konrad  Pawicki, Krzysztof Czeczot, Marta Szymkiewicz,  Adam Kuzycz-Berezowski, Grzegorz Falkowski, Arkadiusz Buszko , Anna Januszewska, Wojciech Brzeziński, Irena Jun  i inni

Teatr Współczesny w Szczecinie

Spektakl wystawiony w ramach XIV Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

21 marca 2006 r., Olsztyn

 

Główna nagroda dla reżysera za najwybitniejszą inscenizację dramatu St. Wyspiańskiego na Fefstiwalu Wyspiański w Krakowie (2007)

Nagroda dla aktorów i realizatorów przedstawienia na festiwalu „Klasyka polska 2008” w Opolu  (jury doceniło zanikający, wspólnotowy model pracy)

 

 

Knut Hamsun

Głód

 

Scenariusz na kanwie powieści i reżyseria Józef Markocki

Obsada Ewelina Ciszewska, Monika Konieczna, Damian Dutkiewicz, Jan Kochanowski, Józef Markocki, Grzegorz Szymczyk

Teatr Formy - Scena Pantomimy we Wrocławiu

Spektakl wystawiony w ramach XVII Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

25 marca 2006 r., Olsztyn

 

Tennessee Williams

Słodki ptak młodości

 

Reżyseria Grzegorz Wiśniewski

Obsada Dorota Kolak,Ewa Jendrzejewska, Magdalena Boć, Michał Kitliński, Maciej Konopiński i inni

Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Spektakl wystawiony w ramach XVII Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

25 marca 2009 r., Olsztyn

XVII Olsztyńskie Spotkania Teatralne - Tennessee fot. Piotr Kuczek

Aktorzy wychodzący do oklasków po spektaklu.

XVII Olsztyńskie Spotkania Teatralne - Tennessee fot. Radek Anusiewicz


Jeden z najpiękniejszych momentów festiwalu - spotkanie widzów z aktorami (têtê-à-têtê  antraktowej Dominiki z odtwórczynią głównej roli, Dorotą Kolak)

Młodość - pojęcie względne

Utrzymanie równowagi to wcale nie jest taka prosta sprawa. Szczególnie dla aktorów biegających po niebanalnie skonstruowanej, pochyłej scenie. Dla kontrastu odnajdujemy kompletny brak równowagi w kreacjach bohaterów. Z jednej strony widzimy całkowicie dla nas, średnio zamożnych ludzi, egzotykę. I nie tylko egzotykę ujawniającą się pod postacią plastikowej palmy ustawionej po prawej stronie sceny. Egzotyka kryje się w samych postaciach spektaklu - zmanierowanych przez pieniądze, wyrafinowanych, folgujących swoim prymitywnym żądzom, przy jednoczesnym zachowaniu pozorów pełnej kultury i dobrego wychowania. Z drugiej strony są to ludzie, z którymi znowu nie tak trudno się zidentyfikować. Odrzucając miejsce i czas zdarzeń, zauważamy wyraźniej, że są oni bardzo podobni do nas, jednak umieszczeni w destrukcyjnej dla nich samych przestrzeni.  Młodość, zdawałoby się, jest kluczem opowieści, motywem przewodnim. Z mojego punktu widzenia jednak to nie młodość, a różnego rodzaju pragnienia i marzenia odgrywały najistotniejszą rolę w sztuce. Pragnienie zdobycia popularności, pragnienie uniezależnienia się. Pragnienie zatrzymania upływu czasu. I wreszcie - pragnienie bycia kochanym.

Młodość okazuje się nie być tym, za co biorą ją głowni bohaterowie. Nie pomaga w osiągnięciu celu, nie daje szczęścia. Problem bowiem nie tkwi w upływie czasu, tylko w podejściu do tego czasu. Do czasu, ludzi i świata. 

Genialnie wykreowała swoją postać Dorota Kolak, wcielająca się w rolę starzejącej się ex-gwiazdy kina. Wiarygodność psychologiczna bohaterki nie budzi wątpliwości. To kobieta, której jakaś ważna, żeby nie rzec - najważniejsza - część życia została zachwiana. Zachwiana poprzez siatkę zmarszczek, utratę jędrności skóry i inne oznaki zewnętrznego starzenia się. Alexandra del Lago, owa gwiazda, umiejętnie ukrywa mankamenty urody, jednak nie jest w stanie zamaskować pogarszającego się stanu zdrowia. Nie jest też w stanie zamaskować stanu swojej duszy - łaknącej miłości, uwielbienia takiego, jakiego doświadczała za młodu. Za swoje nieszczęście obwinia upływ czasu, nie dostrzegając, że problem nie tkwi w wyglądzie zewnętrznym, ale w jej desperacji. W rezultacie pozwala się poniżać, traci szacunek.

A mimo to pod koniec dokonuje się nieprawdopodobna przemiana bohaterki. Dowiedziawszy się o sukcesach, Alexandra del Lago zmienia diametralnie swoje podejście do życia, nabiera pewności siebie i wtedy z zaniedbanej, starzejącej się kobiety, staje się atrakcyjną, świadomą własnej wartości aktorką.. Nie zgadza się już na lekceważenie przez innych. I nagle młodnieje o jakieś dziesięć lat.

Młodość to bardzo względne pojęcie.

Hanna Łozowska

Stanisław Wyspiański

Klątwa

 

Opracowanie tekstu i reżyseria Piotr Tomaszuk

Obsada Ewa Gajewska, Edyta Łukaszewicz-Lisowska, Katarzyna Siergiej, Rafał Gąsowski, Dariusz Matys, Karol Smaczny, Dariusz Zakrzewski

Teatr Wierszalin w Supraślu

Spektakl wystawiony w ramach XVII Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

24 marca 2009 r., Olsztyn

 

Klątwa pokazuje świat pogrążony w grzechu. Jest to świat w grzechu zatopiony całkowicie, a zarazem bezrefleksyjnie. To nie jest już grzeszność incydentalna, „jednorazowa”, która owocuje poczuciem winy w uczestnikach niemoralnego procederu, ale grzech „oswojony, grzech „codzienny”, grzech wżarty w dusze i ciała tak bardzo, że nie jest już odczuwany jako wykroczenie przeciwko prawu boskiemu. I trzeba wtedy zewnętrznego boźdźca, jakiejś klęski, wstrząsu, dramatu, aby w gromadzie obudzić refleksje nad życiem i zmusić do odpowiedzi na pytanie: za co właściwie spada na nią tak dotkliwa kara?

Zespół teatru

XVII Olsztyńskie Spotkania Teatralne - Klątwa 

Preludium spektaklu - tuż przed ostatnim dzwonkiem.

XVII Olsztyńskie Spotkania Teatralne - Klątwa XVII Olsztyńskie Spotkania Teatralne - Klątwa

Ascetyczna, utrzymana w prymitywnej, ludowej konwencji scenografia do przedstawienia. 

fot. Piotr Kuczek

Wierszalin  zaprezentował nam prawdziwy teatr. A więc taki, który nie jest dosłowny i pewne prawdy chce przekazać za pomocą znaków i symboli. Jako początkujący koneser teatralny miałam dość duży problem z odczytanie przysłowiowego „co autor miał na myśli?”. Kilka scen w spektaklu spowodowało we mnie dziwny, nie do opisania lęk, strach, który trwał ledwie przez chwilę, a pozostawiał na długo uczucie bezsilności.

Agata Granoszewska

Bartosz Porczyk

Smycz

 

Reżyseria Natalia Korczakowska

Obsada Bartosz Porczyk

Teatr Polski we Wrocławiu

Spektakl wystawiony w ramach XVII Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

23 marca 2009 r., Olsztyn

 

Nagroda za najlepszą rolę męską na XIII Dublin Fringe Festival 2007
Nagroda specjalna Prezydenta Miasta Wrocławia na 42. Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora 2008

XVII Olsztyńskie Spotkania Teatralne 2009 - Smycz fot. Radek Anusiewicz
Bartosz Porczyk wpisuje się do antraktowej kroniki.

Wchodząc do ciemnej sali teatralnej w teatrze olsztyńskim miałam mieszane uczucia. Był to pierwszy spektakl, który mogłam zobaczyć  na Olsztyńskich Spotkaniach Teatralnych - monodram.. Nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać po młodych, niedoświadczonych aktorach. Ja jednak, wielce zafascynowana teatrem, zawsze mam wobec nich wysokie wymagania. Tym samym oczekiwałam wspaniałego, fascynującego widowiska, które pozwoli mi dostrzec wiele wartości i prawd życiowych, pozwoli chwilę zatrzymać się nad własnym życiem. Na szczęście nie zawiodłam się.

Monodram miał na celu pokazanie ludziom współczesnym, co tak naprawdę trzyma ich na co dzień na smyczy. Porczyk ukazał to przez pryzmat kilku postaci: Włamywacza, Pana Maksimum, Klienta supermarketu, Januszka, Jasia, Człowieka Małpy, Księdza Henryka i Margaret. Dzięki ich zróżnicowanym postawom życiowym mogliśmy sobie uświadomić, że nie tylko praca, jak wiadomo, trzyma nas na smyczy, ale także internet, zakupy, a nawet bliscy nam ludzie. Przedstawienie tego ostatniego najbardziej mną wstrząsnęło. Uświadomiłam sobie to, czego do tej pory nie dostrzegałam - jak bardzo można być uzależnionym od drugiego człowieka i zatracić się w tym bez opamiętania. (...)

Natalia Ołów

Monodram jest najtrudniejszą formą teatralną, jaka istnieje, ponieważ jeden aktor sam musi sobie poradzić z publicznością i jeszcze przykuć jej uwagę. Wymaga to niesamowitej ilości energii, pracowitości i zaangażowania. Sama liczba ludzie, która pomagała przy tworzeniu scenografii, świadczy o poziomie przedstawienia.  

Temat był bardzo współczesny i nieszczególnie mnie zainteresował, lecz jakość wykonania okazała się fenomenalna. Sceny, jak ta z nakładaniem pończochy, w której noga Bartosza Porczyka stopniowo staje się iście kobieca kończyną, została zagrana po mistrzowsku. Zdolności fizyczno-ruchowe aktora, mentalne (szybkie zmiany emocji, przechodzenie z postaci do postaci) i przede wszystkim wokalne, zrobiły na mnie piorunujące wrażenie.  Wychodziłam z sali kameralnej olsztyńskiego teatru z buzią otwartą ze zdziwienia.

Nie wiem, ile lat aktor pracował nad ciałem, emisją głosu i rezonatorami, ale zrobił wyjątkową reklamę swojej akademii teatralnej. Przez niego mam teraz wielki dylemat, do której szkoły teatralnej się wybrać, by najlepiej wykształcić się w zawodzie aktora.

Ola Mackiewicz

Isaac Bashevis Singer

Opowiadania dla dzieci

 

Reżyseria  PIOTR CIEPLAK

Występują Kamilla Baar, Beata Fudalej, aneta Todorczuk-Perchuć, Andrzej Blumenfeld, Arkadiusz Janiczek, Jerzy Łapiński, Grzegorz Małecki, Krzysztof Wakuliński, Leszek Zduń

Teatr Narodowy w Warszawie

18 stycznia 2009 r., Warszawa


Niedzielny poranek, termin mojej drugiej już antraktowej przygody, powitał mnie zimowym, mroźnym powietrzem i słońcem świecącym prosto w okna pokoju. Odsłoniłam rolety i spojrzałam na pogrążone w zimowym śnie Suwałki. Promyki słońca oświetliły mi twarz i od razu zmusiły do szerokiego uśmiechu. Ten dzień zapowiadał się niezwykle pozytywnie, a perspektywa kolejnego wyjazdu z Kołem Miłośników Teatru napawała mnie ogromną radością…

Niewielki mikrobus wesoło pędził przez szosę, rozbrzmiewając śmiechem oraz inteligentnymi (chociaż nie tylko ;)) rozmowami Antraktowiczów. Problemy szkolne, życiowe, te bardziej i mniej poważne, pochłaniały bez reszty dusze jadących do stolicy osób. Mimo stosunkowo wczesnej pory wszyscy byli wyjątkowo rozbudzeni i niezwykle chętni do zdobycia sceny kolejnego warszawskiego teatru, tym razem tego Narodowego, Wielkiego. Siedzieli jak na szpilkach, z niecierpliwością wyglądając przez okna i zastanawiając się, kiedy w końcu ujrzą przed sobą cel wycieczki.

Kiedy tylko mikrobus wjechał na teatralny parking, zniecierpliwieni i zaciekawieni Antraktowicze tłumnie (w liczbie szesnastu) ruszyli na podbój ogromnego gmachu, nie omieszkując najpierw obejrzeć go z każdej strony i omówić szczegółowo stylu i genezy jego budowy. Następnie, z uśmiechami na ustach, zaczęli zwiedzać Warszawę…

Na warszawskich ulicach łatwiej było tego dnia usłyszeć obce języki, niż nasz ojczysty polski. Razem z koleżankami, dość szybko przemierzałam rynek w poszukiwaniu ciepłego, niedrogiego miejsca na obiad. Poranne, suwalskie słońce nie dotarło widocznie do Warszawy, ponieważ silny wiatr zrzucał czapki i kaptury z głów oraz wychłodził nas tak, że nawet ciepłe kurtki nie pomagały nam w utrzymaniu stałej temperatury ciała. Nagle w oddali zakołysał się szyld niewielkiej restauracji „Pod wieżą”, poleconej wcześniej przez Panią Prof, zachęcając nas do wejścia w swoje progi.

„Pod wieżą” rzeczywiście nie było wiele miejsca, za to atmosfera całkowicie rekompensowała nam malutkie stoliki i krzesełka. Niezłe jedzenie poprawiało stan ciała, doskonale nas rozgrzewając, a miła dla ucha muzyka, mieszająca się z głosem przystojnego, rozśpiewanego kucharza wpływała na stan ducha. Wszystko to sprawiało, że czułyśmy się w niezwykle komfortowo. Rozmawiałyśmy, wspominając odwiedzoną wcześniej wystawę „Sma(cz)ki i zapachy PRLu” w Muzeum Karykatury. Rysunki polskich mistrzów tak się nam podobały, ze nawet zafascynowane smakiem jedzonej właśnie pizzy nie mogłyśmy o nich zapomnieć. Potem zaś, delektując się gorącą czekoladą, żyłyśmy już tylko spektaklem, który miałyśmy tego dnia obejrzeć.

Życie czasami może wyglądać jak w baśni, nawet jeżeli jest się prawie dorosłym człowiekiem. Siedząc w pierwszym rzędzie widowni Teatru Narodowego i oglądając niezwykle klimatyczne dzieło Singera, jakim niewątpliwie są „Opowiadania dla dzieci”, każdy z nas – Antraktowiczów, z pewnością mógł poczuć się jak dziecko. Fabuła przedstawienia, jego plastyczna dekoracja oraz doskonała, grana na żywo muzyka, tak naprawdę jednak fascynowała ogół publiczności, nie tylko jej najmłodszy pierwiastek. Ogrom efektów specjalnych porażał widza i co chwila wymuszał okrzyk radości, strachu, czy też zaskoczenia, wywołane na przykład ogromnym, wiarygodnie wyglądającym statkiem wpływającym na scenę, czy spadającym z góry olbrzymim naleśnikiem. Smaczku całemu spektaklowi dodawała z pewnością też doskonała gra aktorska. Postaci, w które wcielili się takie sławy jak Krzysztof Wakuliński czy Krzysztof Stelmaszyk wprowadziły nas w świat żydowskiego życia, kultury i humoru. Piotr Cieplak, reżyser spektaklu, sprawił, że oglądając jego dzieło można było na chwilę oderwać się od codzienności i po prostu, po ludzku zaśmiać się, albo zapłakać. Co z tego, że cały świat wymaga od nas powagi? Właśnie takie sceny, jakie pan Piotr nam zaoferował, sprawiają, że nawet będąc w teatrze i nawet siedząc w pierwszym rzędzie wolno nam się zapomnieć i po prostu nasycać wzrok pełnią barw, a uszy muzyką. Żyć tym, co nam pokazują i wczuwać się w to. Przenieść się w inny świat…


Zdaje się, że gdyby rzeczy martwe żyły, dałyby nam jasno do zrozumienia, że po prostu je wykorzystujemy. Co bowiem można powiedzieć o przemierzaniu pięciogodzinnej trasy dwa razy w ciągu jednego, męczącego dnia? Mikrobus, teraz dla odmiany pędzący do Suwałk, na pewno nie był nam za to wdzięczny, ale dzielnie spełniał swoje zadanie. Antraktowicze w nim siedzący, w czasie drogi powrotnej również rozmawiali ożywionymi głosami. Tym razem opowiadali sobie wrażenia ze spektaklu, przekrzykując się w relacjach i nie szczędząc pochwał aktorom i twórcom przedsięwzięcia. Nieczęsto zdarza się, żeby tyle osób zgodnym chórem mówiło, ze jest całkowicie „na tak” i w teatrze spędziło dwie cudowne godziny. Teraz tak się działo, co wskazuje na to, że wyprawa doskonale się udała.

Rozmowy powoli cichły i zmęczeni teatromani oddawali się słuchaniu muzyki, lub zasypiali, ukołysani płynną jazdą mikrobusu. Opierając nogi o przymocowane przede mną siedzenie, ze słuchawkami od mp3 w uszach rozważałam cały wyjazd i powoli zaczęłam sobie zdawać sprawę, że dołączenie do Koła Miłośników Teatru było jedną z najlepszych decyzji, jakie podjęłam, rozpoczynając naukę w II LO. Z wyjazdu na wyjazd czułam się coraz pewniejsza, coraz swobodniejsza i coraz szczęśliwsza. Życzę sobie i innym moim towarzyszom, żeby było takich wypraw jak najwięcej. Bo przecież nie ma to jak ANTRAKT na szlaku! 

Anna Wasilewska 

Tęsknota za nieznanymi żydowskimi miasteczkami

 „Pies był cudowny!” – chce mi się krzyczeć. Chociaż miał swoje małe problemy z ogonem, noszonym w siatce pełnej skarbów. I jeszcze parę innych problemów. Problem, dajmy na to, z kawałkiem mięsa, co to wirował przed jego oczami w zwinnej i złośliwej ręce lekarza, ale nigdy ni zawirował do paszczy głodnego zwierzęcia. Pies miał do tego problematyczną mimikę, która zaintrygowała mnie, rozkochała i wzbudziła najgłębiej ukryte, kobiece pokłady uwielbienia wobec wszystkiego, co ma futerko oraz duże smutne oczy. To takie uczucie na pograniczu zauroczenia i litości, zachwytu niewinnością i jednocześnie strachu przed obowiązkami (nie od dziś wiadomo, że niewinność wymaga szczególnej opieki). Uwierzyłbym ktoś, że Człowiek w futerku może wzbudzać takie uczucia? A może! Udowodnił to Arkadiusz Janiczek, znany z takich właśnie, rzekłabym, „ciapowatych” ról. Nikt lepiej nie zagrałby rozkosznego Psiaka, z zaangażowanie, uczestniczącego w żydowskich historyjkach opowiadanych przez pewnego Filozofa…

Historyjek tych było dokładnie osiem i, jak dobrym żydowskim historyjkom wpada, zawierały zawsze konkluzję w żydowskim stylu, fabułę w żydowskim stylu i całe były na wskroś semickie. Na scenie biegali panowie z pejsami, to znów kobiety w chustach. I wciąż coś się działo w żydowskich miasteczkach. Ktoś toczy beczkę z rybami, jakieś dziecko skacze na skakance, kupiec zachwala swoje produkty, ktoś biegnie, ktoś czeka, ktoś się raduje… gwar i jakieś takie ogólne pomieszanie, do tego dynamiczna muzyka, wartka akcja… Dostałam oczopląsu. Ale generalnie uwielbiam ten oczopląs. Bo ja generalnie wiele rzeczy uwielbiam. Ale w tym przypadku to generalnie generalizując uwielbiałam fakt, że nie byłam skazana na wpatrywanie się w jeden, konkretny punkt sceny i jedną postać. Postaci było bowiem mnóstwo, a każda przedstawiała inną, fascynującą osobowość. I siedząc wśród widowni chciałam poznawać ich wszystkich, tak bardzo byłam zauroczona tą różnorodnością. I mogłam sobie wybrać, na kogo akurat chcę patrzeć i kto mnie najbardziej zaciekawił. Bawiłam się przy tym doskonale, a przy tak urozmaiconej akcji nie było mowy o nudzie. Ale generalnie i tak patrzyłam głównie na Psa.

Właśnie ów Pies, wraz ze świeżo poznanym Filozofem spajali wszystkie osiem historyjek w całość. Filozof opowiadał, Pies słuchał. Dodatkowo Pies wręcz „pochłaniał” te opowieści, co pewnie odczuwał bardzo boleśnie (jako i boleśnie odczuwał pragnienie konsumpcji mięsnego kawałka w towarzystwie szanowanego, acz okrutnego lekarza).

Jednak ze wszystkich opowieści szczególnie spodobała mi się tak, która może nie zachwycała wartością akcji ani werwą bohaterów, ale pozostawiała w widzu chęć zadumania. Do tej pory mam przed oczami niebieskawe, chłodne światło i sękaty stół, na którym zasiadło obok siebie dwoje dzieci – chłopiec i dziewczynka. Oboje w skromnych odzieniach, ze statecznością rysującą się na twarzach. No i z tymi oczami, pustymi, wpatrującymi się gdzieś w dal… Nie, nie pustymi! W oczach tych był cały ich malutki światek, odbicie ich dusz, ich pragnień i osobowości. Bo i oczy były smutne, i oni zdawali się być smutni. A przynajmniej wyciszeni, pogodzeni z losem. Oboje byli niewidomi. Lecz dziewczynka negowała to, twierdząc, że przecież ona wszystko widzi. W snach wszystko widzi. Kolory na przykład widzi: niebieski, żółty, czerwony i te, których nie potrafi nazwać. A miłość tych dwojga przesiąkała na wskroś całą salę. Miłość podobna do nich – stonowana, a przy tym taka trwała i niezachwiana! Miłość, o jaką podejrzewałabym może niektórych starszych ludzi, ale na pewno nie dwoje kilkuletnich dzieci. Na ile obraz był prawdziwy, tego po swoich burzliwych przejściach z dzieciństwa stwierdzić nie umiem. Ale był to obraz piękny.

Troszkę mi te klimaty na scenie przypominały barokowe skrajności. Wśród żywiołowości raz po raz wyczuwało się żydowską melancholię i stagnację. Wszystko to było tak zgrabnie połączone, że hipnotyzowało publikę, tym rodzajem fantasmagorycznej hipnozy, jaką czasem odczuwa się wieczorami, w uroczych knajpach przy jazzowych rytmach. Ale później z knajpy wychodzi się, a zetknięcie z rzeczywistością przynosi nutkę rozczarowania i tęsknotę za minionymi wydarzeniami. Taką też tęsknotę, za bohaterami, za Psem i Nędzą, za żydowskimi miasteczkami, gwarem i apatią zarazem, odczuwałam po wyjściu z Teatru Narodowego. Tam byłam jedną z tych Żydówek ganiających po bazarze, byłam tą dziewczynką, co widzi w snach i wiecznie roztargnionym filozofem, z głową pełną sentymentów też byłam. I sama nie wiem, czy już nie wolałabym nimi pozostać…

Hanna Łozowska


 

 

Józef Tischner

Filozofia po góralsku

 

Scenariusz, reżyseria i wykonanie  IRENA JUN i WIESŁAW KOMASA

oraz Maria Wieczorek, Bartosz Blachura

Teatr Studio w Warszawie

Spektakl towarzyszący VI Ogólnopolskim Spotkaniom z Monodramem „O Złotą Podkowę Pegaza”, organizowanym przez Regionalny Ośrodek Kultury i Sztuki w Suwałkach.

13 grudnia 2008 r., Suwałki

Filozofia po góralsku - ukłony po spektaklu

Irena Jun i Wiesław Komasa po spektaklu (fot. Radek Anusiewicz)

Filozofia po góralsku - kwiaty po spektaklu

Irena Jun i Bartosz Blachura (fot. Radek Anusiewicz)



Vaclav Havel

Odejścia

 

Adaptacja i reżyseria IZABELLA CYWIŃSKA

Obsada Piotr Fronczewski, Halina Łabonarska, Barbara Horawianka, Krystyna Tkacz, Maria Niklińska, Marian Opania, Artur Barciś, Krzysztof Tyniec, Arkadiusz Nader i inni

Teatr Ateneum w Warszawie

20 listopada 2008 r., Warszawa

scenografia spektaklu

Scenografia do spektaklu autorstwa Pawła Dobrzyckiego.

Odejscia - fotos

 Halina Łabonarska i Piotr Fronczewski w spektaklu - fotos w witrynie teatru.

H-Labonarska
 I już na żywo, Halina Łabonarska (Irena) z Antraktowiczami po spektaklu.

K-Tkacz
Pospektaklowe spotkania - Krystyna Tkacz (Monika)

I-Cywinska
Nieoczekiwane spotkanie i rozmowa o sztuce z reżyserem spektaklu i obecnym dyrektorem artystycznym Teatru Ateneum, Izabellą Cywińską. Pani Cywińska wyraźnie się ucieszyła, że jesteśmy z Suwałk i przyznała się do olbrzymiego sentymentu dla naszej ziemi...

Czasami sąsiedzi mogą być nieocenieni! Szczególnie sąsiadki, które przeszukują kosze na śmieci swoich sąsiadów-polityków, znajdują w nich bezcenne rękopisy i przechowują przez lata, by później pozwolić im na powrót do łask. Taką niezwykłą sąsiadkę posiadał Vaclav Havel, ostatni prezydent Czechosłowacji. „Odejścia” zaczął pisać pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, ale jego fascynacja tematem owej sztuki szybko wygasła. Po macoszemu potraktował dramat, porzucając go na pastwę losu. Przez dwanaście lat „Odejścia” poniewierały się w bliżej nieokreślonym zakątku Pragi. Przypadek chciał, że po tym czasie znów dostały się w ręce Vaclava Havla. I tutaj wyłania się postać wspomnianej już roztropnej sąsiadki. „Ten rękopis się znów pojawił. Okazało się, że uratowała go moja sąsiadka, która być może znalazła go gdzieś w koszu na śmieci” – mówi były prezydent w jednym z wywiadów udzielonych tuż przed polską premierą sztuki.

Kiedy „nowy” Antrakt zasiadł na widowni Teatru Ateneum, napięcie sięgało zenitu. Ekscytacja była wprost proporcjonalna do liczby znanych aktorów biorących udział w sztuce. A była to istna śmietanka – Horawianka, Opania, Tyniec, Barciś… po samego Piotra Fronczewskiego w roli głównej! Nienasyconym spojrzeniem „połykaliśmy” scenografię. Trzy różnych wielkości wejścia w tle przywodziły na myśl antyczną skene. O ironio, okazało się, że środkowym zwykle wchodzi bardzo melancholijny służący… Stół i cztery fotele imitowały salon urządzony z iście barokowym przepychem. Już sam wystrój wzbudzał refleksję przeciętnego podatnika nad poziomem życia polityków. Bo jak niejeden Polak by powiedział: „Takie fotele to na pewno kupiono z moich pieniędzy!”

Akcja daleka była od wizji polityków, jaką możemy obserwować w tanich amerykańskich filmach dla młodszej młodzieży tudzież starszych dzieci. Nie, tutaj ukochany tatuś prezydent nie zabierał swojej ukochanej córeczki-prezydentówny limuzyną na bal, nie przytulał ukochanej żony-prezydentowej przy śniadaniu, a już z pewnością nie pomagał służącym w wykonywaniu ich obowiązków. Tutaj wizja była zdecydowanie bliższa rzeczywistości – zgorzkniały kanclerz, uzależniona od uwielbienia „przyjaciółka rodziny”,  zachłanna córka, fałszywi współpracownicy… Życie to nie bajka.

A tytuł to nie przypadek. Rozumiany wieloznacznie – wieloznaczny właśnie jest. Pierwsze odejście to utrata pracy. Głównym zainteresowanym jest kanclerz postkomunistycznego państwa (w tej roli znakomity Piotr Fronczewski), zmuszony do rezygnacji ze stanowiska. Ba! Ze stanowiska, które było dla niego prawdopodobnie przysłowiowym całym życiem. Boryka się on nie tylko z utratą celu, ale też z koniecznością dokonania pewnego podsumowania – jak to dzieje się zawsze przy zamykaniu pewnego rozdziału. Zdawałoby się, że wypiera myśl o jakichkolwiek bilansach, że chce jak najdłużej pozostać uwielbianym politykiem, autorytetem, wzbudzać respekt i dominować, co w sztuce zademonstrowano w bardzo wymowny sposób… Drugie odejście to konieczność wyprowadzenia się z zajmowanej rezydencji. Vilem Rieger, były kanclerz, otrzymuje bardziej namacalny dowód swojej obecnej sytuacji, zupełnie jakby obuchem w głowę. I ciągle jest odporny. Nie dopuszcza do siebie myśli o zmianie miejsca zamieszkania. Pozostanie w pałacu jest dla niego oczywistą oczywistością, w końcu był takim szanowanym politykiem, tak bardzo zasłużył się wobec narodu… etc.  Kolejne odejścia następują już jedno po drugim i dotyczą wszystkich ludzi, którymi otaczał się Vilem. Poniekąd na swoje własne życzenie. Następuje punkt kulminacyjny, kanclerz załamuje się, słowami spod pióra samego Szekspira zwraca się do córek. Na scenie gwałtowna zmiana światła, burza, jasność i ciemność przeplatają się ze sobą, krzyk, grzmoty, chaos. Czeska sztuka, czy czeski film…?

„Odejścia” to w zasadzie nie jest spektakl o polityce. To przede wszystkim spektakl o rodzinie. Rodzinie do bólu współczesnej. Żadnego modelu 2 + 2 + pies. Posiadanie psa świadczyłoby chociaż o odrobinie wielkodusznych uczuć – czy to o chęci sprawienia przyjemności komuś z rodziny, czy o litości nad biednym stworzeniem… Nic z tych rzeczy. Żadnego psa. Rodzice? Ojciec owszem, ale żadnej matki. Tylko ojciec + „wieloletnia przyjaciółka rodziny”. Miłość? Jakież to względne pojęcie!

„Odejścia” to także wspaniała paleta osobowości. Ciekawą postacią jest jedna z córek kanclerza. Podchodzi, przypatruje się ojcu, odchodzi i znów zanurza się we własnym świecie, a potem po raz kolejny podchodzi… Aż nasuwają się na myśl poznane niedawno słowa Cycerona – „Cum tacent clamant.” Kiedy milczą, krzyczą. Jakże to świetnie obrazuje postać wspomnianej córki. Twarz miała nadzwyczaj spokojną, ale w środku zapewne wrzało. Wydawałoby się, że za chwilę otworzy usta i powie: „Ja tutaj jestem! Zwróć na mnie uwagę, pokochaj mnie!”, ale oczywiście nic nie mówiła, zawracała na pięcie i zajmowała sobą. W tej roli młodziutka Maria Niklińska stanowiła postać nieco wyświechtaną, o koncepcji,  którą doskonale znamy.

Za cały spektakl mam ochotę składać pokłony pani Izabelli Cywińskiej, reżyserce polskiej wersji dramatu. Pokłony za tę prawdziwość, za ten dobitny przekaz, za ten chłód emanujący z większości bohaterów i za ten nastrój… Gdyby ktoś zrobił stopklatkę w czasie trwania sztuki można by pomyśleć, że ma się do czynienia z sielankowym obrazem. Że oto widzi się kochającą rodzinę przy wspólnych debatach, w pięknym pomieszczeniu. Nawet to światło – takie złociste –  nawiązywało do ciepła ogniska domowego. Ale niech tylko „uruchomi się” akcję. I już wiemy, dlaczego córeczka tak się uśmiecha. Musi przecież jakoś nakłonić „starego” do zapisania jej majątku w testamencie. A ten elokwentny dziennikarz, poprzez dynamikę swej postaci, wydaje się być wprost zachwycony przeprowadzaniem wywiadu. Lecz niech nikt nie ma wątpliwości – cieszy się tylko dlatego, że za chwilę wyciągnie na jaw jakąś kompromitującą historyjkę, którą nakarmi brukowce, aby dostać ekstra premię. A sam kanclerz z kamiennym wyrazem twarzy obserwuje otaczających go ludzi i jest znudzony, i jest rozczarowany. Przegrany w życiu, bo traci to, co było dla niego naprawdę ważne.

Na koniec małe nawiązanie do wspomnianej już szanownej sąsiadki Vaclava Havla. Nie pytajmy, proszę, czego poszukiwała w koszu na śmieci. Pogratulujmy jej natomiast rozsądnego posunięcia sprzed lat. Niech wie, że ktoś tutaj, w Suwałkach, docenia jej znaczące zasługi dla rozwoju teatru!

 Hanna Łozowska


Franz Kafka

Proces 

 

Adaptacja i reżyseria Maciej Englert

Obsada Borys Szyc, Sławomir Orzechowski, Znigniew Suszyński, Stanisława Celińska, Janusz R. Nowicki, Agnieszka Judycka, Jan Pęczek, Kinga Tabor, Damian Damięci, Piotr Garlicki, Janusz Michałowski i inni

Teatr Współczesny w Warszawie

16 lutego 2008 r., Warszawa

'Proces' w Tearze Współczesnym, 2008fot. Sylwia Urbanowicz

 Stanisława Celińska (teatralna Pani Grubach) z Antraktowiczami po spektaklu.

Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego

według Bogusława Schaeffera

 

Reżyseria i wykonanie Jan Peszek
Spektakl gościnny, towarzyszący V Ogólnopolskim Spotkaniom z Monodramem „O Złotą Podkowę Pegaza”

13 grudnia 2007 r., Suwałki

  Spotkania z Monodramem - Jan Peszek    Spotkania z Monodramem - Jan Peszek fot. P. Kuczek

Mistrz przygotowuje występ...

 

Migawki z prześwietnego „Scenariusza dla nieistniejącego…”

fot. A. Zujewicz

 

Sonata jesienna

według Ingmara Bergmana

 

reżyseria Ewelina Pietrowiak

Obsada Ewa Wiśniewska, Dorota Landowska, Katarzyna Łochowska, Krzysztof Gosztyła

Teatr Ateneum im. S. Jaracza w Warszawie

26 listopada 2007 r., Warszawa

O tym, że spektakl był udany, najlepiej świadczy szczęśliwy uśmiech Doroty Landowskiej.

 

A to już króciutka rozmowa z odtwórczynią głównej roli, Ewą Wiśniewską (musicie nam uwierzyć, ten czarny kapelusik to naprawdę Ona).

 

Na teatralnym parkingu Antrakt z aktorami.

A kaz tyz ta Polska, a kaz ta?

według Stanisława Wyspiańskiego

 

Scenariusz i reżyseria

Obsada Olgierd Łukaszewicz

 

Spektakl na zaproszenie „Antraktu” zorganizowany w ramach projektu „Chcę poetyczności dla was i chcę ją rozdmuchać…” współfinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

20 października 2007 r., Suwałki

 

 

Sen nocy letniej

według Williama Szekspira

 

Adaptacja i reżyseria Maja Kleczewska

Obsada Sandra korzeniak, Joanna Kulig, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Bogdan Brzyski, Błażej Peszek i inni

Narodowy Stary Teatr w Krakowie

17 czerwca 2007 r., Kraków

 

Wyjazd Antraktu na spektakl w ramach projektu „Chcę poetyczności dla was i chcę ją rozdmuchać…” współfinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Albośmy to jacy, tacy…

według Stanisława Wyspiańskiego

 

Scenariusz i reżyseria Piotr Cieplak

Obsada Paulina Holz, Iza Borowska, Elżbieta Kępińska, Mariusz Benoit, Kazimierz Kaczor, Sylwester Maciejewski i inni

Teatr Powszechny w Warszawie

14 czerwca 2007 r., Warszawa

Wyjazd Antraktu na spektakl w ramach projektu „Chcę poetyczności dla was i chcę ją rozdmuchać…” współfinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Antrakt przed Teatrem Powszechnym w WarszawieAntrakt przed Teatrem Powszechnym - po odbiorze biletów

 Autograf Mai Komorowskiej dla Antraktu

Niespodziewanie, już na sali (a raczej na dziedzińcu w surowej scenerii współczesnego Wesela, ujrzeliśmy Wielką Aktorkę Maję Komorowską! Nie można było ominąć tak wybornej okazji zdobycia autografu słynnej Rachel z Wajdowskiej adaptacji filmowej dramatu Wyspiańskiego.

   

 

Fiodor Dostojewski

Wasza Ekscelencja

 

Reżyseria Izabella Cywińska

Obsada Wojciech Pszoniak, Danuta Szaflarska, Andrzej Zieliński, Leon Charewicz i inni

Teatr Współczesny w Warszawie

17 lutego 2007 r., Warszawa

fot. Kinga Sieńko

 

Fiodor Dostojewski jest mistrzem groteski i budowania klimatu w rosyjskiej literaturze pięknej. Jego teksty nie tylko pozwalają nam przenieść się w dziewiętnastowieczne realia, lecz także dają okazję do refleksji, innego spojrzenia na świat, a przy tym wszystkim budują niepowtarzalne napięcie, które nie opuszcza nas do finalnych scen. Obecnie mamy wyjątkową okazję, by zasmakować nieco w jego twórczości, dzięki Teatrowi Współczesnemu, w którym oglądać możemy spektakl pt. Wasza Ekscelencja w wykonaniu polskich znakomitości aktorskich.

Całe przedstawienie dopracowane jest w najmniejszych szczegółach. Skupmy się więc na scenie otwierającej, która stanowi poniekąd syntezę sztuki. Akcja dzieje się na dworze pułkownika Rostaniewa. Jako pierwsi pojawiają się na scenie kamerdyner wraz ze służącym. Z ich żywiołowej rozmowy wywnioskować możemy, iż główny bohater, Foma Fomicz Opiskin, wykreowany przez Andrzeja Zielińskiego, jest tyranem manipulującym panem domu i jego rodziną. Sytuacja podległych ludzi ma ulec zmianie w chwili pojawienia się bratanka Rostaniewa, młodego intelektualisty, który, jako jeden z nielicznych, poznaje się na dwulicowym, przebiegłym postępowaniu Fomy. Rodzina jest jednak przeciwna obecności bratanka — Sergiusza w domu, co najlepiej ukazuje scena przygotowania kolacji na cześć Fomy.

 

 

Skonstruowana ona została w taki sposób, aby podkreślić pozycję głównego bohatera, a mianowicie: rezydent wchodzi ostatni, w stroju okazującym kompletny brak szacunku dla zgromadzonych i zajmuje miejsce w centralnej części stołu, tuż przy gospodarzu. Nie tylko ruch sceniczny obrazuje hierarchię panującą w rodzinie, lecz także gra światła i cienia (w czasie, gdy biesiadnicy pozostają w tle, jednego Fomę rozjaśnia łuna żółtawego światła). Osobliwym jest usunięcie się właściwego gościa, bratanka, na obrzeża sceny, co również ukazuje jego zdystansowany, wręcz pogardliwy stosunek do Opiskina.

Każda kolejna scena ukazuje Fomę jako człowieka coraz bardziej opryskliwego, nieprzyjemnego, a niekiedy wulgarnego, co wywołuje w widzu niechęć do postaci, irytację. Warto wspomnieć, że do tak żywego i osobistego odbioru tego bohatera przyczynia się niezwykła gra Andrzeja Zielińskiego. Każdy jego gest, pełen egzaltacji, każde zmrużenie oczu i wykrzywienie warg, nadaje postaci wyrazistości, genialnie obrazuje osobowość Opiskina. Niemały wkład w tę postać ma także charakteryzacja, dzięki której aktor jest nie do poznania.

Warto także zwrócić uwagę na sceny, w jakich pojawia się genialny Wojciech Pszoniak, wcielający się w rolę emerytowanego Rostaniewa. Na jego przykładzie doskonale widać uniwersalną prawdę spektaklu, iż słabe psychicznie jednostki zawsze szukają kontaktu z silniejszymi i pozwalają na manipulowanie sobą. Rostaniew jest postacią tragiczną, skłonną nawet do wyrzeczenia się miłości do młodziutkiej Nastieńki, byleby tylko jego pupil Foma był zadowolony. Słaby, służalczy wręcz charakter pułkownika najlepiej obrazuje scena, w której Opiskin zmusza go do ukłonienia się i złożenia pocałunku w pierścień. Obaj aktorzy genialnie prezentują się w tych rolach i osiągają cel — budzą irytację i odrazę. Postać Rostaniewa wywołuje pogardę i jednocześnie współczucie ze względu na swą uległość, zaś Foma odraża wulgarnością i bezwzględnością.

Na szczególna uwagę zasługuje także postać matki pułkownika, wykreowana przez Danutę Szaflarską i osoba kamerdynera, w którą wciela się Leon Charewicz. Szaflarska tworzy tu postać kobiety egzaltowanej, grającej na uczuciach rodziny i często wymuszającej spełnienie próśb poprzez groźbę omdlenia. Można ją zaliczyć do najbardziej zaślepionych i zagorzałych sojuszników Opiskina. To dzięki niej ten opryskliwy despota uzyskał tak wysoką pozycję w domu pułkownika.

Dzięki tym aktorom widz w napięciu przeżywa każdą scenę aż do rozwiązania akcji, które przynosi jednak pewien niedosyt… Owszem, Foma zostaje wypędzony z domu, a pułkownik obdarzony jest głębokim uczuciem Nastieńki, jednak Opiskin okazuje się być sprytniejszym i stwarza okazję, by rodzina ulitowała się nad jego marnym losem. Finalna scena jest jedną z najładniejszych z powodu pięknej gry światła i cienia, która pełni rolę dodatkowego aktora. Sztukę zamykają aktorzy, gromadzący się wokół rozświetlonego pomarańczowym blaskiem, usadowionego na wygodnym fotelu Fomy.

Sztuka nie pozostawia nadziei. Siła manipulantów jest nie do przezwyciężenia — nie tylko w dziewiętnastowiecznej Rosji…

Ula Musiał

Powyżej fotosy ze spektaklu.

 

(…) Osoba Opiskina to połączenie Molierowskiego Tartuffe'a i słynnego Rasputina — dzięki zdolnościom manipulacyjnym oraz hipokryzji.(…)

Spektakl prezentuje sytuację ówczesnej Rosji, w której osoby trzeźwo myślące, inteligencja, zostają stłamszone przez chytrych prostaków, zdobywających w konsekwencji władzę.

Ewelina Wasilewska

 

 

Mistrz pozwolił się sfotografować na odchodnym… „Antrakt” z Wojciechem Pszoniakiem przed Teatrem Współczesnym.

fot. Piotr Kuczek

 

A oto anegdota (publikowana po raz pierwszy!):

 

Wojciech Pszoniak, mieszkający na stałe we Francji, dowiedziawszy się, skąd jesteśmy i czym przyjechaliśmy (a przyjechaliśmy niewielkim, 18-osobowym busikiem), wytrzeszczył oczy i rzekł z najwyższym zdumieniem:

— I wy — dziś — nocą — chcecie wracać do Suwałk? Polskimi drogami???!!!

 

Sztuka rodzi się na strychu

 

Reżyseria Dariusz Miliński

 

Grupa Plastyczna Pławna 9 w Lubomierzu

Spektakl gościnny, towarzyszący VI Międzynarodowemu Festiwalowi Teatrów Dzieci i Młodzieży „Wigraszek 2006”

1 czerwca 2006 r., Suwałki

 

 

fot. A.Zujewicz

 

Maruczella

 

Reżyseria Mikołaj Wieprniew

 

Teatr Nikoli w Krakowie

Spektakl gościnny, towarzyszący VI Międzynarodowemu Festiwalowi Teatrów Dzieci i Młodzieży „Wigraszek 2006”

3 czerwca 2006 r., Suwałki

fot. A.Zujewicz

 

Bohumil Hrabal

Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać

 

Reżyseria jerzy Zoń

 

Teatr KTO w Krakowie

Spektakl wystawiony w ramach XIV Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

19 marca 2006 r., Olsztyn

 

(...)Teatr KTO doskonale oddaje Hrabalowski rubaszny humor, wspaniałą opisowość narracji oraz polityczne dwuznaczności – a to przez postaci, które wyglądają jakby żywcem wzięte z jego prozy – dziwaczni głupcy cieszący się życiem, niespodziewane wcielenia uniwersalnych prawd (...)

(...) Gra aktorów jest dynamiczna, pełna uroku któremu trudno się oprzeć. Pełno tam niespodziewanych zwrotów, które bawią lub zasmucają do łez, wprawiają
w zdumienie i sprawią, że opuścisz teatr z poczuciem, że właśnie zobaczyłeś coś fascynującego i prawdziwie magicznego. Nie przegap tego przedstawienia!!!
(...)

Ksenija Horvat - www.EdinburghGuide.com

fot. P.Kuczek

(...)Jerzy Zoń (...) przemienił Teatr KTO w przestrzeń z Hrabalowskiego snu. Mamy więc biuro pisarza - punkt skupu surowców wtórnych i przeszkloną gablotę, w której leży lekko roznegliżowana dziewczyna z „Pociągów pod specjalnym nadzorem”. W tej przestrzeni piątka aktorów opowiada językiem gestu, ruchu i teatralnego symbolu o rytuałach życia i śmierć (...)

M. Mikos, „Gazeta Wyborcza”

 

 

Johann Wolfgang Goethe

fAUST

 

Reżyseria jANUSZ wIŚNIEWSKI

Obsada Mariusz Puchalski (Faust), Mirosław Kropielnicki (Mefisto), Edyta Łukaszewska (Małgorzata), Antonina Choroszy (Marta), Krystyna Feldman

Teatr Nowy w Poznaniu

Spektakl wystawiony w ramach XIV Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

20 marca 2006 r., Olsztyn

 

Spektakl zdobył najważniejszą nagrodę na festiwalu teatralnym w Edynburgu 2005 r. – The Herald Angel Award

 

fot. P.Kuczek

 

Faust grany przez Mariusza Puchalskiego to rozlany stary cynik, który wraca do wieku średniego dzięki Mefistofelesowi... o niedwuznacznym wyglądzie diabła [na zdjęciu]. W każdym razie Mirosław Kropielnicki ślizga się, syczy i ochryple warczy w czarnym kostiumie, a jego wychudzone ciało i jego umalowana [...] twarz stale przybierają kształt jednego wielkiego S, samego Szatana. [...] Tutaj jest krzykliwy, makabryczny świat, powoływany do życia przez sardoniczną, podobną do Weillowskiej, muzykę. [...]

Times, Benedict Nightingale, 10 sierpnia 2005

 

 

Eugène Labiche

Słomkowy Kapelusz

 

Reżyseria Piotr Cieplak

Obsada Eliza Borowska, Paulina Holtz, Edyta Olszówka, Maria Robaszkiewicz, Olga Sawicka, Jacek Braciak, Kazimierz Kaczor, Rafał Królikowski, Sylwester Maciejewski, Sławomir Pacek, Andrzej Piszczatowski, Krzysztof Stroiński, Adam Woronowicz

Teatr Powszechny w Warszawie

Spektakl wystawiony w ramach XIV Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

21 marca 2006 r., Olsztyn

 

Nagroda im. Aleksandra Zelwerowicza dla Adama Woronowicza
Nagroda im. Konrada Swinarskiego i Feliksy Warszawskie dla Piotra Cieplaka
Tytuł Najlepszego Spektaklu XII Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi.

 

 

Czar zwyczajnych dni — sen świętego

 

Choreografia Jacek Łumiński

Śląski Teatr Tańca w Bytomiu

Spektakl wystawiony w ramach XIV Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

22 marca 2006 r., Olsztyn

 

 

Kobieta z morza

 Susan Sontag na podstawie dramatu Henryka Ibsena

 

Reżyseria Robert Wilson

Obsada Danuta Stenka, Władysław Kowalski, Dominika Ostałowska, Dominika Kluźniak, Krzysztof Dracz, Miłogost Reczek

Teatr Dramatyczny w Warszawie

20 grudnia 2005 r., Warszawa Zobacz zdjęcia

 

Recenzje wkrótce. Niełatwo jest przemówić po obejrzeniu Sztuki w tak czystej postaci.

 

Witold Gombrowicz

Biesiada u Hrabiny Kotłubaj

 

Reżyseria i wykonanie Irena Jun

Teatr Studio w Warszawie

Spektakl gościnny, towarzyszący IV Ogólnopolskim Spotkaniom z Monodramem „O Złotą Podkowę Pegaza”, organizowanym przez Regionalny Ośrodek Kultury i Sztuki w Suwałkach.

Suwałki, 9 grudnia 2005 r., Suwałki

 

Niech żałuje, kto nie widział.

 

 

Ballady i romanse

na podstawie poezyj Adama Mickiewicza

 

Reżyseria i wykonanie Irena Jun

Spektakl gościnny, towarzyszący IV Ogólnopolskim Spotkaniom z Monodramem „O Złotą Podkowę Pegaza”

8 grudnia 2005 r., Suwałki

 

 

 

Zadziwiający cyrk

 

Reżyseria i wykonanie Oleg Żugżda

Grodzieński Teatr Lalek (Białoruś)

Spektakl wystawiony w Suwałkach, w ramach Spotkań Teatralnych „Za Kurtynką”, organizowanych przez suwalski ROKiS.

20 października 2005 r., Suwałki

 

W małych miasteczkach, takich jak Suwałki, dostęp do prawdziwej kultury jest ograniczony. I nawet, mimo iż istnieje przekonanie, że „małe jest piękne”, w niewielkich miejscowościach, ze względu na ekonomiczną stronę przedsięwzięcia, nie opłaca się tworzyć miejsc, do których uczęszcza niewielka grupa ludzi. Dlatego też w Suwałkach nie ma teatru. (…) Rekompensatą dla ludzi z małych miejscowości, kochających teatr, są gościnne występy aktorów scen profesjonalnych. Taką działalność prowadzi Grodzieński Teatr Lalek. I chociaż w nazwie występuje wyraz „lalka”, nie jest to teatr tworzący tylko przedstawienia dla małych dzieci. Sami aktorzy twierdzą, iż ich spektakle skierowane są do odbiorców w wieku „od lat 4 do 104”.

Patryk Witkowski

 

Aby aktorzy pozostali niewidzialni, a na pierwszym planie ukazały się lalki przez nich animowane, zastosowano tzw. scenę czarnego pudełka. Polega to na odpowiednim doświetleniu pierwszego planu i wyciemnieniu tła oraz ubraniu aktorów na czarno, z zasłonięciem ich twarzy czarną siatką. W spektaklu zastosowano pacynki oraz marionetki. (…)

Mój zachwyt wzbudziła przede wszystkim perfekcyjna praca dłoni aktorów i zwinne poruszanie lalkami.

Vanessa Kmiecik

Warto tu podkreślić, że obydwie recenzje pochodzą spod piór najmłodszych naszych recenzentów — humanistów z klasy 1 c2, niebędących (na razie!) członkami Antraktu…

 

 

Morna Regan

Panieński Raj

 

Reżyseria Rafał Sabara

Obsada Mirosława Dubrawska, Joanna Żółkowska, Justyna Sieńczyłło, Edyta Jungowska, Karina Seweryn

Teatr Powszechny w Warszawie

18 października 2005 r., Warszawa

 

Od paru lat kultura irlandzka zadomowiła się w Polsce na dobre, czego dowodem coraz powszechniejsza moda na uczenie się tańców irlandzkich, festiwale muzyki irlandzkiej (Dowspuda!). Tę obecność Irlandii widać także w polskim teatrze.

Sztuka „Panieński Raj”, pokazywana w Teatrze Powszechnym w Warszawie, to adaptacja współczesnego dramatu irlandzkiego Morny Regan.

W spektaklu odsłania się przed widzem obraz kobiecego świata. Bohaterkami są bowiem cztery kobiety – cztery pokolenia: Aileen i Ruth (Karina Seweryn i Justyna Sieńczyłło), które są siostrami, ich matka Dolores (Joanna Żółkowska) oraz babcia, nazywana Dophie (jedna z nestorek sceny warszawskiej, Mirosława Dubrawska). Każda z kobiet przeżywa swój osobisty dramat. Widzimy obraz smutnej i nierozumianej przez innych starości. Starości ogarniętej amnezją i nękanej tragicznymi widziadłami przeszłości, przez którą nie mogą przebić się bliscy żyjący dokoła. Równolegle rozgrywa się dramat nieakceptowanej córki i samotnej, zgorzkniałej matki. Historia każdej z postaci uświadamia nam, jak trudno jest żyć z nieustannym poczuciem winy.

Na te osobiste dramaty bohaterek nakłada się jeszcze kolejny współczesny problem. To pytanie, jak pogodzić przywiązanie do swojej małej ojczyzny, swoistą „prowincjonalność”, z tęsknotą za nowoczesnością, szansą kariery w wielkich ośrodkach miejskich. Ten problem ma Ruth, powracająca po dziesięciu latach pobytu w USA do rodzinnego irlandzkiego domu, który okazuje się nie być żadnym „utraconym rajem”.

          Wszystkim podróżującym poza naszą małą ojczyznę polecamy ten spektakl, który niekiedy bawi ciętym dowcipem Mabs (Edyty Jungowskiej), częściej jednak wzrusza tragizmem każdej kobiety, który zdaje się być w ich rodzinie pokoleniowy. Wydaje się, że w chwili absolutnej szczerości każdy może znaleźć w którejś z postaci część siebie.

Antrakt

 

 

Arka

 

Reżyseria zespół teatru Ósmego Dnia

Teatr Ósmego Dnia

Spektakl wystawiony na dziedzińcu Domu Pracy Twórczej w Wigrach

wrzesień 2005 r., Wigry

 

 

Rona Munro

Więź

 

Reżyseria zbigniew Brzoza

Obsada Ewa Błaszczyk, Agnieszka Grochowska, Aleksander Bednarz, Iza Szela

Teatr Studio w Warszawie

Spektakl wystawiony w ramach XIII Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

15 marca 2005 r., Olsztyn

 

 

 

Rajski ptak

wg M. Calinescu, L. Lipskiego, W. Jerofiejewa

 

Reżyseria zygmunt Duczyński

Obsada Arkadiusz Buszko

Teatr Kana ze Szczecina

Spektakl wystawiony w ramach XIII Olsztyńskich Spotkań Teatralnych więcej o spektaklu

15 marca 2005 r., Olsztyn

 

 

 

Portiernia

 

Reżyseria i wykonanie zespół Teatru Ósmego Dnia

Teatr Ósmego Dnia

Spektakl wystawiony w ramach XIII Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

14 marca 2005 r., Olsztyn

 

 

 

Piotr Tomaszuk

Święty Edyp

 

Reżyseria Piotr Tomaszuk

Obsada Rafał Gąsowski, Alicja Rapsiewicz, Edyta Łukasiewicz-Lisowska

Towarzystwo Teatralne „Wierszalin”

Spektakl wystawiony w ramach XIII Olsztyńskich Spotkań Teatralnych

13 marca 2005 r., Olsztyn

 

 

 

Marek Hłasko

Pętla

 

Reżyseria Giovanny Castellanos

Obsada Artur Steranko (Władek), Agnieszka Grzybowska, Urszula Rodziewicz, Jarosław Borodziuk, Marian Czarkowski, Noemi Rogalska,  Marcin Kiszluk, Dariusz Poleszak, Marcin Tyrlik

Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie

31 stycznia 2004 r., Olsztyn

 

 

Zapasiewicz gra Becketta

na podstawie jednoaktówek Samuela Becketta, przekład: Antoni Libera

 

Reżyseria Antoni Libera

Obsada Zbigniew Zapasiewicz, Antoni Libera

Teatr Powszechny w Warszawie

4 grudnia 2004 r., Warszawa

 

 

 

Molière

Chory z urojenia

 

Reżyseria Giovanni Pampiglione

Obsada Andrzej Grabowski, Agnieszka SCHIMSCHEINER, Marta WALDERA, Natalia STRZELECKA, Tadeusz KWINTA, Bartek KASPRZYKOWSKI, Feliks SZAJNERT, Wojciech SKIBIŃSKI, Błażej WÓJCIK, Krzysztof Jędrysik, Rafał DZIWISZ, Anna TOMASZEWSKA

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

23 września 2004 r., Kraków

 

 

Stanisław Wyspiański

Wyzwolenie

Reżyseria Mikołaj Grabowski

Obsada Oskar Hamerski, Jan Frycz, Anna Radwan-Gancarczyk, Leszek Piskorz, Małgorzata Gałkowska, Andrzej Buszewicz, Mieczysław Grąbka, Juliusz Chrząstowski , Tadeusz Huk, Błażej Peszek, Ewa Kaim, Ewa Kolasińska, Jerzy Trela, Jan Krzyżanowski, Andrzej Kozak, Mieczysław Mejza

Stary Teatr w Krakowie

25 września 2004 r., Kraków Zobacz zdjęcia

 

 

 

Michael Frayn

Czego nie widać

 

Reżyseria Grzegorz Wiśniewski

Obsada Katarzyna Herman, Agnieszka Krukówka, Karina Seweryn, Joanna Żółkowska, Szymon Bobrowski, Kazimierz Kaczor, Rafał Królikowski, Tomasz Papryk, Zbigniew Zapasiewicz, Cezary Żak

Teatr Powszechny w Warszawie

 2004 r., Warszawa

 

 

Neil la Bute

Kształt rzeczy

 

Reżyseria Grzegorz Wiśniewski

Obsada Paulina Holtz, Edyta Olszówka, Adam Woronowicz, Mariusz Zaniewski

Teatr Powszechny w Warszawie

23 stycznia 2004 r., Warszawa

 

 

Antoni Czechow

Mewa

Reżyseria Zbigniew Brzoza

Obsada Agnieszka Grochowska, Łukasz Garlicki, Andrzej Mastalerz, Maria Peszek, Ewa Błaszczyk, Krystyna Janda, , Aleksander Bednarz, Jerzy Kamas, Krzysztof Kolberger, Mirosław Zbrojewicz

Teatr Studio w Warszawie

6 listopada 2003 r. Warszawa

 

Dramaty zmuszają do myślenia. Trzeba by być doprawdy gruboskórnym, by nie popaść w zadumę. Antoni Czechow potrafi obudzić człowieka z tego wegetacyjnego snu i choć na chwilę wprawić w rozmyślanie nad światem, ludźmi i nad samym sobą. (…)

Kostiumy aktorów ukazywały ich charakter, stosunek do świata, przemiany. Szczególnie widać to było u „Mewy”, która, na początku niewinna, pełna wiary, marzeń i zapału, chodziła tylko w białych sukienkach, bez makijażu, w dziewczęcych fryzurach. Gdy jej pragnienia ziściły się i okazały przekleństwem, dziewczyna straciła swą nieskalaność, niedoceniona ubierała się prowokacyjnie, miała mocny makijaż. Tak samo strój Maszy, choć niezmienny, podkreślał jej cierpienie, pesymizm. Ubierała się na czarno, bo, jak rzekła, była w żałobie po swoim życiu, życiu pełnym bólu i niespełnienia.

Zuzanna Sadowska

 

Tragizm tej sztuki objawiał się w nieszczęściu każdej postaci. Poruszony został przede wszystkim problem niespełnionej miłości, ale także konfliktu pokoleń. Wszystkie elementy spektaklu prowadzą do tragedii – niefortunnego małżeństwa, utraty własnej osobowości, marzeń, życia. Podczas rozmyślań nad spełnieniem funkcji katharsis w tym spektaklu, przypomniałam sobie fragment recenzji jednej z książek Haruki Murakami: „To wzruszająca opowieść o samotności. Bohaterowie są jak sputniki w przestrzeni kosmicznej – każdy wędruje po własnej orbicie”.

Olga Żywiczyńska

 

Po spektaklu byłam pod wrażeniem (wszystkiego), ale prawdopodobnie dlatego, że w prawdziwym teatrze znalazłam się po raz pierwszy. Niezwykle podobała mi się moja bliskość z aktorem.

Barbara Złotorzyńska

 

kontakt z redakcją oraz budowniczym strony: antrakt@op.pl

© Antrakt 2005 - 2006